22 listopada 2018

Kolejne odsłony sporu w PLL LOT. Od 6 listopada trwają negocjacje płacowe w firmie, ale na razie nie ma znaczącego postępu w rozmowach. Pracownicy są nieufni wobec zarządu, tym bardziej, że część osób, które brały udział w strajku, otrzymały za październik bardzo niskie wynagrodzenia. Prezes firmy, Rafał Milczarski, podczas strajku mówił, że protestujące stewardessy zarabiają 9,5-11 tys. zł miesięcznie, a tymczasem wiele pracownic otrzymało 2-2,5 tys. zł netto. Firma nie rezygnuje też z gróźb procesami sądowymi. Niedawno pismo przedsądowe otrzymała liderka Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego, Monika Żelazik, którą zarząd oskarża o psucie wizerunku firmy. PLL LOT wciąż nie wycofał też pozwu przeciwko mnie, w którym zarząd zarzuca mi, że nagłaśniam patologie związane z łamaniem praw pracowniczych, cięciem środków na procedury bezpieczeństwa, mobbingiem, prześladowaniem działaczy związkowych. Co więcej, PLL LOT wnioskował do sądu o usunięcie z przestrzeni publicznej materiałów, w których mówię o nieprawidłowościach w firmie! Sąd na szczęście oddalił ten wniosek, wskazując, że byłoby to ograniczenie prawa do krytyki. Nie ma zgody na zamykanie ust związkom zawodowym i propracowniczym dziennikarzom! Nie odpuścimy i nie damy się zastraszyć! Jednocześnie Sąd Okręgowy oddalił powództwo PLL LOT przeciwko związkom zawodowym działającym w przedsiębiorstwie. Decyzja sądu oznacza, że został oddalony wniosek zarządu PLL LOT o uznanie nielegalności akcji strajkowej. Zgodnie z art. 59, pkt 3 Konstytucji RP „związkom zawodowym przysługuje prawo do organizowania strajków pracowniczych”. Jeżeli więc nie ma zakazu strajku, to znaczy, że strajk jest legalny. Decyzja sądu jest też kompromitująca dla władz LOT-u, które wielokrotnie groziły konsekwencjami finansowymi za organizację strajku, a nawet za zapowiedzi działań strajkowych. To kolejny dowód na nieudolność zarządu PLL LOT, w tym szczególnie prezesa spółki, Rafała Milczarskiego. Konfrontacyjna strategia władz PLL LOT naraziła firmę na gigantyczne straty, które wciąż nie są znane opinii publicznej.

Platforma TakeTask specjalizująca się w analizach handlu przeprowadziła badanie na temat oceny zakazu handlu wśród kasjerek i kasjerów. Sondaż przeprowadzono 27-28 października w różnych sieciach handlowych w 36 polskich miastach na zlecenie „Gazety Wyborczej”. Łącznie wśród pracowników handlu 71% osób zadeklarowało, że zakaz handlu w niedzielę jest dobrym rozwiązaniem, a 25% wyraziło przeciwną opinię. Jednocześnie 76% badanych kasjerów i kasjerek zadeklarowało, że po wdrożeniu ustawy ma więcej czasu dla siebie, rodziny i znajomych. Znacznie bardziej zróżnicowane padły odpowiedzi na pytanie, „czy praca w niedzielę ci pasuje”. „Nie” i „zdecydowanie nie” odpowiedziało 50% badanych, ale aż 46% respondentów odpowiedziało pozytywnie. Na pytanie, czy praca w niedzielę wiąże się z mniejszymi zarobkami negatywnie odpowiedziało 62% badanych, a pozytywnie 28%. TakeTask zapytała również o ocenę pomysłu Solidarności, aby sklepy były zamknięte od 22 w sobotę do 5 rano w poniedziałek. Za tym pomysłem opowiedziało się 47% badanych, a przeciwko 44%. Okazuje się natomiast, że aż 54% respondentów wolałoby otrzymać dwa i pół razy wyższą stawkę godzinową niż mieć wolne w niedziele. Przeciwne zdanie wyraziło 39% respondentów. Polskie społeczeństwo jest bardzo podzielone odnośnie regulacji dotyczących pracy w niedzielę. Dotyczy to też kasjerów i kasjerek. Po raz kolejny okazało się jednak, że pracownicy sieci handlowych woleliby wyższe płace od zakazów, tym bardziej, że ograniczenie handlu w niedzielę nie skraca tygodniowego ani miesięcznego wymiaru czasu pracy. Warto też pamiętać, że wielu pracowników od lat pracuje w niedziele i obecny rząd nie zainteresował się ich sytuacją. Dotyczy to chociażby służby zdrowia, gastronomii, ochrony, transportu, policji czy energetyki. Wprowadzenie 2,5 razy wyższych płac za pracę w niedzielę niż za pracę w dni powszednie oznaczałoby więc znaczne podniesienie wynagrodzeń dla setek tysięcy pracowników. Jeżeli rząd uważa, że niedziela powinna być wolna od pracy, to powinien zapewnić wysoki ekwiwalent pieniężny pracownikom, którzy w tym dniu nie mogą odpoczywać. Dlatego apelujemy do władz publicznych, aby pilnie podjęły działania na rzecz wprowadzenia 2,5 razy wyższych stawek za pracę w niedzielę i święta niż za pracę w dni powszednie.

Coraz bardziej napięta sytuacja w banku CITI Handlowy. Kontrole Państwowej Inspekcji Pracy przeprowadzone w ubiegłym i bieżącym roku wykazały wiele nieprawidłowości w firmie między innymi odnośnie przekazywania stronie związkowej aktualnych informacji dotyczących planowanych zmian stanu zatrudnienia, niewłaściwego naliczania wynagrodzenia urlopowego oraz systemów premiowych, braku konsultacji ze związkami zawodowymi zmian warunków wynagradzania, braku rzetelnej ewidencji czasu pracy, zmian dodatków wyrównawczych osobom chronionym. W firmie mamy też do czynienia z zastraszaniem przewodniczącej związku zawodowego zrzeszonego w OPZZ, jak też mobbingiem wobec pracowników. W ostatnich miesiącach coraz więcej kwestii związanych z czasem pracy i systemem wynagradzania nie jest dyskutowanych ze stroną związkową, co jest sprzeczne z ustawą o związkach zawodowych. Ponadto pracodawca od wielu tygodni uchyla się od zawarcia umowy określającej zasady udostępniania pomieszczeń i urządzeń związkowi zawodowemu, a kilka dni temu przedstawił propozycję, zgodnie z którą związek zawodowy miałby płacić za korzystanie z pomieszczenia na terenie banku ponad 3 tys. zł.  5 listopada na mój wniosek partnerzy społeczni dyskutowali o sytuacji w banku, jednak niestety żaden przedstawiciel firmy nie przyszedł na spotkanie. Nasza Rada będzie konsekwentnie walczyć o to, aby prawa pracownicze w banku były przestrzegane i dialog społeczny funkcjonował prawidłowo.

Z najnowszego badania firmy GFK Polonia wynika, że siła nabywcza statystycznego Polaka wynosi 7228 euro i niestety jest to jeden z najgorszych wskaźników w Europie. W bieżącym roku Europejczyk dysponuje średnio kwotą 14292 euro na wydatki i oszczędności. W ostatnim roku kwota ta urosła o 355 euro, czyli o około 2,5%. Dochód rozporządzalny na mieszkańca jest silnie zróżnicowany w zależności od kraju. W Polsce nie ma nawet jednego powiatu, który dorównywałby najbiedniejszym regionom Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii. Nawet Portugalczycy mają większość regionów z dużo większą siłą nabywczą niż my. Wśród polskich regionów najbogatsza jest Warszawa, która dysponuje siłą nabywczą w wysokości 13,535 euro na głowę mieszkańca, czyli aż o 87% więcej niż średnia krajowa. Okazuje się więc, że również Polska jest bardzo zróżnicowanym krajem. Obecnie tylko 24 spośród 380 powiatów w Polsce mają siłę nabywczą przekraczającą średnią krajową o co najmniej 20 proc., za to aż 131 powiatów jest co najmniej o 20 proc. poniżej średniej krajowej. Podobnie jak w zeszłym roku, liderem rankingu jest Lichtenstein z siłą nabywczą na mieszkańca w wysokości aż 65438 euro, czyli 4,5 razy wyższa od europejskiej średniej. Na drugim miejscu znajduje się Szwajcaria z sumą 40456 euro. Oba kraje przewyższają Polskę odpowiednio o 9 i prawie 6 razy. W innych krajach z czołowej dziesiątki siła nabywcza na mieszkańca jest co najmniej 1,5 razy wyższa od średniej europejskiej. Dziesiąte miejsce zajęła Finlandia, gdzie średnie dochody przekraczają 21 tys. euro na mieszkańca, a więc są trzy razy wyższe niż w Polsce.

Z badania przeprowadzonego na zlecenie Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor wynika, że wielu Polaków ma problemy z opłatą bieżących zobowiązań. Co piąty Polak zadaje sobie takie pytanie co najmniej raz w miesiącu. Na pytanie „Jak często brakuje Ci pieniędzy na pokrycie bieżących zobowiązań?”, 7% ankietowanych odpowiada, że kilka razy w miesiącu. W praktyce oznacza to, że kłopoty finansowe wpisane są w ich codzienność i nie są oni w stanie się utrzymać. Dwie trzecie badanych z tej grupy podkreśla, że nie wystarcza im pieniędzy nawet na najpilniejsze potrzeby. Budżet domowy kolejnych 14% ankietowanych „balansuje na krawędzi”. Badani deklarują, iż mają kłopoty z bieżącymi płatnościami co miesiąc i w dwóch na pięć przypadków przyznają, że aby pieniędzy starczyło na życie, muszą odmawiać sobie wielu rzeczy. Z danych Rejestru Dłużników BIG InfoMonitor oraz Biura Informacji Kredytowej wynika też, że niemal 9% dorosłych Polaków ma na swoim koncie nieuregulowane w terminie rachunki za media, telefon, czynsz, alimenty czy raty kredytów i pożyczek. Z kolei 27% badanych ma trudności z bieżącymi płatnościami raz na kilka miesięcy, a 22% takie zmartwienie spotyka najwyżej raz do roku. Łączne zaległości 2,76 mln osób sięgają 73,4 mld zł. Autorzy badania wskazują, że komfort finansowy, który pozwala unikać rozmyślań skąd wziąć pieniądze na rachunki, ma jedynie 30% osób. Na comiesięczny stres wynikający z konieczności opłacenia sterty rachunków wpływa również region, w którym się mieszka. Najgorzej wygląda sytuacja na Podkarpaciu, Pomorzu, Warmii i Mazurach.

Piotr Szumlewicz, przewodniczący Rady OPZZ województwa mazowieckiego

https://www.facebook.com/opzzmazowsze/

https://www.facebook.com/PiotrSzumlewicz/