11 grudnia 2018

Prezes Państwowych Portów Lotniczych, Mariusz Szpikowski wypowiedział zakładowy układ zbiorowy pracy. To kolejny element antypracowniczych i antyzwiązkowych działań prezesa PPL. Kilka dni wcześniej prezes nie przedłużył co najmniej kilkudziesięciu umów na czas określony z pracownikami, mimo wcześniejszych deklaracji o woli przedłużenia z nimi współpracy. W ciągu ostatnich miesięcy firma pozbyła się też wielu doświadczonych pracowników poprzez likwidację stanowisk. Inni pracownicy, którzy sprzeciwiali się polityce zarządu, byli zwalniani dyscyplinarnie. Coraz więcej jest też doniesień o mobbingu i dyskryminacji ze względu na przynależność do związków zawodowych. W tej sytuacji jako Rada mazowiecka OPZZ ponawiamy apel o natychmiastową interwencję odpowiedzialnego za PPL ministra infrastruktury, Andrzeja Adamczyka. Prezes PPL prowadzi permanentną wojnę ze związkami zawodowymi i nie powinien kierować przedsiębiorstwem państwowym. Jednocześnie deklarujemy pełne poparcie dla związków działających w PPL i gotowość do aktywnego zaangażowania się w konflikt.

Prezes PLL LOT, Rafał Milczarski po raz kolejny naruszył zaufanie strony związkowej i złamał zapisy porozumienia zawartego 1 listopada bieżącego roku. Strona pracodawcy, w tym przedstawiciel Prezesa Rady Ministrów, naciskała wtedy na uspokojenie sytuacji i utrzymanie pokoju społecznego i medialnego przez najbliższe dwa lata. Mimo to w świątecznym numerze pisma „Kalejdoskop” czytanego we wszystkich samolotach PLL LOT we wstępniaku prezesa można przeczytać: „Dla LOT- kończący się rok to czas rozwoju floty, siatki połączeń i wypracowywania zysku. Szkoda, że oprócz wielu znaczących osiągnięć zdarzały się w nim również chwile trudne, jak nielegalny strajk dwóch związków zawodowych”. To nie tylko formuła konfrontacyjna i sprzeczna z pokojem społecznym, ale też niezgodna z prawdą, ponieważ sąd okręgowy oddalił wniosek PLL LOT o uznanie nielegalności strajku. Dlatego dwa największe związki zawodowe działające w firmie poinformowały premiera Mateusza Morawieckiego o zaistniałej sytuacji, pisząc o perspektywie zerwania rozmów na skutek działań prezesa. Jednocześnie związkowcy zwrócili się do prezesa Milczarskiego z wezwaniem do zaniechania naruszeń dóbr osobistych związków zawodowych, zaprzestania rozpowszechniania nieprawdziwych informacji, szkalowania i utrudniania legalnej działalności związkowej w PLL LOT SA, a także usunięcia skutków dokonanego naruszenia. Zdaniem Rady mazowieckiej OPZZ działalność prezesa spółki stanowi zagrożenie dla obecnie prowadzonych rozmów i podważa wiarygodność pracodawcy. Jednocześnie to kolejny dowód na niezdolność Rafała Milczarskiego do sprawnego zarządzenia firmą. Prezes nie potrafi prowadzić partnerskich rozmów, nie umie zdobyć zaufania załogi, prowokuje i intensyfikuje konflikty, wprowadza w błąd opinię publiczną. Tacy ludzie nie powinni pełnić kierowniczych stanowisk i dlatego po raz kolejny apelujemy do pana Premiera o jego dymisję.

Trwa sprawa sądowa Polskich Linii Lotniczych LOT przeciwko mnie i portalowi interia.pl. Okazuje się, że nie tylko Narodowy Bank Polski, ale też PLL LOT dąży do cenzury i zamknięcia ust krytykom. Spółka skarbu państwa, podobnie jak NBP, chce też usunięcia materiału medialnego, w którym ją krytykuję (z lipca bieżącego roku – materiał znajduje się tutaj: https://www.interia.tv/wideo-szumlewicz-brak-interwencji-w-sprawie-lot-obciaza-premiera,vId,2547432,vAId,215954). 15 października odebrałem pozew od PLL LOT o ochronę dóbr osobistych, w którym firma domaga się ode mnie i portalu interia.pl kwoty 200 tys. zł. PLL LOT pozwał mnie za to, że od wielu tygodni nagłaśniam patologie mające miejsce w spółce związane przede wszystkim z łamaniem praw pracowniczych, zwolnieniem dyscyplinarnym liderki związkowej, spadkiem bezpieczeństwa lotów, wzrostem skali opóźnień. Sąd okręgowy odrzucił wniosek prawników PLL LOT, w którym domagali się oni zabezpieczenia pozwu w postaci usunięcia z sieci mojego nagrania. Firma się odwołuje. Wniosła zażalenie, a 4 grudnia do sądu wpłynęło kolejne pismo w tej sprawie, w którym prawnicy PLL LOT ponownie domagają się usunięcia spornego materiału w ramach zażalenia, kwestionując argumenty pozwanych dotyczące między innymi wolności słowa i prawa do krytyki. Oczywistym celem działań PLL LOT jest zamknięcie ust krytykom tak, aby każdy, kto krytykuje działania narodowego przewoźnika lotniczego, bał się procesu. Dzieje się tak w czasie, gdy wyszło na jaw wiele patologii w funkcjonowaniu firmy, a głosy krytyczne zostały potwierdzone między innymi wnioskami Państwowej Inspekcji Pracy. Kilka dni temu sąd okręgowy nakazał też zapłacić firmie 25 tys. za bezprawne zwolnienie Moniki Żelazik. Trwa postępowanie związane z funkcjonowaniem spółek córek PLL LOT – LOT CREW i LOT CABIN CREW, które zdaniem PIP są niezarejestrowanymi agencjami zatrudnienia. Zamiast pozywać krytyków, PLL LOT powinny zadbać o wyższą jakość usług i przestrzeganie praw pracowniczych.

Nasza Rada zwróciła się do minister rodziny, pracy i polityki społecznej, Elżbiety Rafalskiej z apelem o podjęcie pilnych prac nad podniesieniem wynagrodzeń za pracę w niedziele i święta. Setki tysięcy ludzi pracuje w tych dniach, nie otrzymując za swoją pracę żadnych dodatkowych pieniędzy. W niedziele pracują przedstawiciele wielu zawodów w tym energetycy, policjanci, ochroniarze, strażacy, pracownicy służby zdrowia, część wykładowców akademickich, dziennikarze, pracownicy gastronomii, rozrywki i transportu. W tym dniu tygodnia pracują też tysiące pracowników handlu, których nie obejmuje ustawowy zakaz. Chociaż rząd argumentował, że w niedziele społeczeństwo powinno odpoczywać, nawet w ustawie przeforsowanej przez parlamentarną większość, możemy przeczytać, że po zamknięciu dużej części placówek handlowych wzrośnie liczba osób pracujących w niedziele w innych segmentach rynku. Są zawody, w których praca w niedziele jest konieczna, są też osoby, które z różnych przyczyn chcą pracować w tym dniu tygodnia. Naszym zdaniem warto wyjść naprzeciw ich oczekiwaniom i wypłacić im godny ekwiwalent za to, że niedziele spędzają w pracy. Stąd nasz wniosek do Pani Minister z wnioskiem o podjęcie pilnych prac nad ustawą, która wprowadzi 2,5 razy wyższe wynagrodzenia za pracę w niedziele i święta niż za pracę w dni powszednie. We wszystkich branżach i na terenie całego kraju.

Zgodnie z najnowszymi danymi Europejskiego Urzędu Statystycznego Polska należy do krajów o najniższych wydatkach na służbę zdrowia w Unii Europejskiej. Według danych z 2016 roku zajmujemy trzecie miejsce od końca z wydatkami 700 euro na mieszkańca. Polska wyprzedziła tylko Bułgarię i Rumunię, a przed nami znalazły się Słowacja, Węgry, Łotwa czy Litwa. Najwięcej, powyżej 5 tys. euro na mieszkańca, na służbę zdrowia wydają Luksemburg, Szwecja i Dania. To ponad 7 razy więcej niż Polska! Mało optymistycznie wyglądają też dane dotyczące wydatków na służbę zdrowia w relacji do PKB. W tym rankingu Polska także zajmuje 3 miejsce od końca ze wskaźnikiem 6,2%. Najwyższy odsetek wydatków w stosunku do PKB w 2016 r. zanotowano we Francji – 11,5%, następnie w Niemczech – 11,1% i w Szwecji – 10,9%. Niestety opieka zdrowotna nie jest priorytetem dla polskich władz.

Eurostat przedstawił raport na temat wysokości podatków w Unii Europejskiej w 2017 r. Zgodnie z nim w ubiegłym roku podatki wraz z ubezpieczeniami społecznymi w UE stanowiły 40,2% PKB i nieco wzrosły w porównaniu z 2016 r., kiedy wynosiły 39,9% PKB. Dane Eurostatu dowodzą dwóch tez, z którymi nie mogą się pogodzić polscy ekonomiści głównego nurtu. Po pierwsze, w najbardziej rozwiniętych krajach podatki są najwyższe, a po drugie – podatki w Polsce należą do najniższych w Unii, co szczególnie dotyczy podatków dochodowych. W 2017 r. najwyższe podatki były we Francji – 48,4% i Belgii – 47,3%, a najniższe w Irlandii – 23,5% i Rumunii – 25,8%. Znacznie niższe podatki niż w większości krajów Unii Europejskiej były też w Polsce, gdzie w 2017 r. wynosiły one 35,1% PKB, czyli o 5,1 pkt proc. mniej niż wynosi średnia unijna. Oznacza to, że gdyby udział podatków w polskim PKB był na poziomie średniej unijnej, co roku wpływy fiskalne byłyby wyższe o ponad 100 mld zł niż obecnie. To ponad ¼ całorocznego polskiego budżetu! Eurostat podał też informację o tym, jaki procent PKB stanowią poszczególne formy opodatkowania, które zostały podzielone na trzy grupy: podatki od produkcji i importu, podatki od dochodu i majątku oraz ubezpieczenia społeczne. Zgodnie z danymi Eurostatu w 2017 r. podatki od produkcji i importu wyniosły w całej UE średnio 13,6% PKB. Najwyższe podatki tego typu były w Szwecji – 22,7%, a najniższe w Irlandii – 8,5%. Polska nieznacznie odbiegała od średniej, mając wskaźnik 14,0% PKB. Podatki od dochodu i majątku średnio wynosiły 13,1% PKB. Najwyższe obciążenia tego rodzaju były w Danii – 29,7%, a najniższe na Litwie – 5,4%. Bardzo niskie podatki od dochodu i majątku odnotowano też w Polsce – 7,3%. Okazuje się, że wbrew dominującym przekonaniom podatki dochodowe w Polsce są niskie. Skąd tak niskie obciążenia? Po pierwsze ze względu na powszechność różnych niestandardowych form zatrudnienia, a po drugie z powodu bardzo niskich obciążeń fiskalnych dla najlepiej zarabiających podatników, w tym podatku liniowego dla przedsiębiorców. Wreszcie składki na ubezpieczenia społeczne wyniosły w UE 13,3% PKB. Najwyższe składki w 2017 r. były we Francji – 18,8%, a najniższe w Danii – 0,9%. Nieco powyżej średniej znalazła się Polska – 13,9%, przy czym Polskę wyróżnia relatywnie wysokie obciążenie składkami pracowników i niskie pracodawców. Okazuje się więc, że wbrew obiegowym wyobrażeniom rozpowszechnianym przez liberalnych komentatorów, obciążenia fiskalne w Polsce należą do najniższych w UE, co w największym stopniu dotyczy ludzi bogatych, którzy płacą radykalnie niższe podatki niż krezusi z innych krajów. W konsekwencji kolejnych rządów nie stać na finansowanie wysokiej jakości usług publicznych czy całościową walkę ze smogiem.

Przyrost naturalny w Polsce oscyluje w okolicy zera, a wskaźniki demograficzne znowu zaczęły się pogarszać. Okazało się, że program Rodzina 500+ wcale nie przyczynia się wzrostu dzietności, tym bardziej że jego zasięg jest coraz mniejszy. Eksperci szacują, że w 2018 r. urodzi się niewiele ponad 390 tys. dzieci, czyli o 10 tys. mniej niż w roku ubiegłym. Z danych międzynarodowych wynika, że najwyższa dzietność jest w krajach o najlepszej sytuacji na rynku pracy i najbardziej rozwiniętej instytucjonalnej opiece nad małymi dziećmi. Opiekunowie muszą mieć możliwość łączenia ról zawodowych i rodzinnych, mieć bezpieczną pracę i dostęp do nieodpłatnej opieki żłobkowej i przedszkolnej. Innym ważnym czynnikiem, który przyczynia się do niskiej dzietności, jest niska dostępność mieszkań dla młodych ludzi. Niestety wszystkie te wymiary aktywności społecznej są lekceważone przez państwo, a program Rodzina 500+ nie rozwiąże wszystkich problemów. Aby zachęcić Polki i Polaków do posiadania rodzin pojawia się wiele pomysłów, które miałyby ułatwić życie rodzicom. Po programie 500+ pojawiła się propozycja PSL „Godzina dla rodziny”. Zgodnie z nim opiekunowie dzieci do lat 15 mogliby pracować o godzinę krócej. To kolejne niespójne rozwiązanie, które różnicowałoby pracowników. Znacznie lepszym pomysłem jest skrócenie tygodnia pracy dla wszystkich pracujących oraz rozwijanie opieki żłobkowej i przedszkolnej, by kobiety i mężczyźni mogli się realizować również poza rodziną.

Klęska rządowego programu Mieszkanie+. Miało powstać ponad 100 tys. mieszkań, a powstało ich zaledwie 480, chociaż minęło już sporo ponad dwa lata od rozpoczęcia programu. Rząd uruchomił potężną machinę propagandy, a tymczasem realne efekty są bardzo mizerne. Na dodatek te nieliczne mieszkania, które powstały, wcale nie są tanie. Wbrew pierwotnym obietnicom adresatami programu wcale nie są ludzie ubodzy. Ponadto program umożliwia eksmisję na bruk lokatorów bez prawa do lokalu zastępczego. My od wielu miesięcy krytykujemy założenia programu, zwracając uwagę, że głównym beneficjentem programu będą deweloperzy. To nie jest dobra zmiana w budownictwie mieszkaniowym.